Sesja III

31.07/1.08.2020 | Nauzyka (Gosia), Enrico (Jarek) | Wrocław

Nasi bohaterowie byli przekonani, że warsztat, który spłonął poprzedniej nocy gdzieś w dokach należał do Rafaele - oznaczałoby to, że widać starszy brat Enrico znowu zalazł komuś za skórę lub nie był w stanie się wypłacić i ten ktoś postanowił się zemścić. Prawda okazała się jednak gorsza od ich przewidywań - spłonął warsztat niejakiego Silvestro, zaś Rafaele został oskarżony o podpalenie, i na dodatek złapany na miejscu zbrodni przez poszkodowanego. Ponoć był też jeszcze jeden świadek całego zdarzenia, ale nie wiadomo, czy była to przypadkowa osoba czy też może sługa Silvestro. Matka braci była roztrzęsiona i spanikowana, gdy opowiadała o tym wydarzeniu, zaś Enrico miał bardzo nietęgą minę i Nauzyka już wiedziała, że nie ma co myśleć o robieniu czegoś sensownego, dopóki razem z Enrico nie wyciągną Rafaele z więzienia, do którego ten sam się wpakował.
Dla Rafaele byłoby chyba lepiej, gdyby zwyczajnie kogoś zamordował. W takim przypadku ginęła tylko jedna osoba i koniec. Jednak przy podpaleniu budynku istniała szansa, że ogień rozprzestrzeni się na okoliczne domy i warsztaty, co nie było takie znowu nieprawdopodobne w gęsto zabudowanych dzielnicach Thessos.Gdyby tak się stało, mogli zginąć niewinni ludzie, mogły też co gorsza zostać zniszczone towary i warsztaty - to na pewno negatywnie wpłynęłoby na handel, zaś zbrodni przeciw ekonomii miasto nikomu nie wybaczało. Rafaele czekał stryczek.
Wiedząc, że Rafaele to wytrawny kłamca i manipulator, Enrico i Nauzyka postanowili najpierw "zasięgnąć języka na mieście", by mieć jako taki ogląd sytuacji i nie dać wyprowadzić w pole. W tym celu udali się do karczmy "Pod Związanym Centigorem", tam Nauzyka kupiła dzban wina za jednego srebrnika, zaś Enrico wybrał stolik z najrozmowniejszymi jegomościami. Od nich to dowiedzieli się nieco o samym Silvestro. Okazało się, że jest to niezrzeszony w żadnym cechu szewc, który niedawno otworzył swój warsztat w dzielnicy portowej. Ludzie chwalili sobie jego wyroby, bo były porządnie wykonane a ich cena nawet przystępna. Silvestro mimo prawie czterdziestu lat na karku wciąż nie miał jeszcze żony, całkowicie oddając się pracy i butom. Do tego należał do bractwa San Gennaro. Było to bractwo działające przy świątyniach Sigmara, zrzeszające rzemieślników podobnego stanu. Należący do niego mężczyzni zajmowali się przeróżnymi posługami liturgicznymi dostępnymi dla świeckich, jak noszenie figur i sztandarów przy procesjach. Generalnie z tego, co się dowiedzieli, Silvestro jawił im się jako człowiek pracowity i bogobojny, który raczej nie powinien mieć z nikim na pieńku, a już na pewno nie z Rafaele. Wyglądało na to, że ktoś zlecił Rafaele puszczenie z dymem warsztatu szewca, trudno jednak było powiedzieć, kto to mógł być.
Enrico i Nauzyka udali się do budynku miejskiego aresztu, tu zaś czekała ich niespodzianka, bo zamiast zobaczyć sponiewieranego Rafaele siedzącego w zimnej i wilgotnej celi, zobaczyli go jak zwyczajnie wychodzi sobie z aresztu. Nie oznaczało to, że brat Enrico został jakoś cudownie oczyszczony z zarzutów - po prostu dostał areszt domowy i miał codziennie stawiać się w budynku aresztu do dnia procesu. Na widok Enrico i Nauzyki ucieszył się i od razu zaczął się dopytywać, czy dadzą radę mu jakoś pomóc. Potem zarpowadził ich do swojego domu, gdzie cała trójka mogła usiąść i w spokoju porozmawiać.
W wersji wydarzeń Rafaele cała sytuacja wyglądała niemalże tak samo. Rafaele wracał właśnie od swojej "damy", gdy z płonącego warsztatu wypadł Silvestro. Mężczyzna wołał o pomoc, a gdy zobaczył idącego ulicą Rafaele, od razu oskarżył go o podpalenie. Dopiero po dodatkowych pytaniach Rafaele przyznał się, że wtedy biegł, ale mówił, że to po to, by gasić pożar. Słowem się nie zająknął, by ktoś mu zlecił podpalenie i zaklinał się w żywy kamień, że jest niewinny. I chociaż ani Nauzyka, ani Enrico nie wyczuli, żeby kłamał, to jednak nie byli w stanie uwierzyć w prawdomówność Rafaele. Jako że Rafaele wracał od kochanki (nazywała się Sofia), to również niewielkie szanse były na to, by postanowiła pogrążyć swoją reputację jako kobiety i chronić Rafaele. Sytuacja nie napawała optymizmem.
Kolejnym miejscem, które Nauzyka i Enrico postanowili odwiedzić było samo pogożelisko. Oboje chcieli na własne oczy zobaczyć, jak wyglądała w ogóle skala zniszczeń i czy może od tej strony dałoby się cokolwiek załatwić dla Rafaele.
Warsztat Silvestro znajdował się blisko niewysokiego urwiska oddzielajacego biedniejszą i bogatszą część miasta. Budynek był drewniany i na szczęście znajdował się na uboczu, więc były niewielkie szanse by jego pożar przeniósł się gdzieś dalej. Nawet niewprawnym okiem było widać, że pożar został bardzo szybko ugaszony - zawalona była część dachu warsztatu, ale budynek zdecydowanie nie spłonął doszczętnie. Nietknięty był również dom rzemieślnika stojący tuż obok - ten dla odmiany był podmurowany i nieco wyższy, pełnił też rolę sklepu. Na wszelki wypadek Nauzyka wpatrzyła się jeszcze w Wiatry Magii i użyła zaklęcia Podsłuch, ale te działania nie przyniosły żadnych dodatkowych informacji. Chcąc nie chcąc, udali się do domu szewca Silvestro, chcąc poznać wydarzenia również z jego perspektywy.
Drzwi domostwa otworzyła im starsza, korpulentna kobieta, do tej pory zajęta zamiataniem posadzki. Gdy zobaczyła dwójkę na progu, zapytała czy są w ogóle umówieni, na co Nauzyka gładko skłamała, że tak i że przychodzą w sprawie butów dla wielebnego Cicogni. Służąca oddaliła się na chwilę, a potem wróciła i zaprowadziła Nauzykę i Enrico do Silvestriego.
Sam szewc wyglądał nieco starzej, niż na swój wiek. Był raczej niski, miał ogorzałą, owalną twarz i ciemne włosy. Wyraził lekkie zdziwienie tym, że Nauzyka i Enrico do niego przyszli. Nasi bohaterowie przedstawili się jako Izaura i Ricardo, nie chcąc zostać powiązanymi w jakikolwiek sposób z Rafaele, a następnie wyrazili głębokie współczucie dla tragedii, która wydarzyła się w nocy u Silvestro. Od słowa do słowa szewc opowiedział im, jak potoczyły się wydarzenia poprzedniej nocy z jego perspektywy.
Silvestro siedział do późna w nocy, kończąc jedno z zamówień, kiedy poczuł swąd spalenizny, a chwilę potem do warsztatu wleciała przez okno pochodnia. Szewc próbował ją ugasić, ale był spanikowany i niechcący potrącił beczkę jakichś olejów czy garbników, która wylała się na pochodnię i wszystko po prostu stanęło w ogniu. Wtedy Silvestro widząc, że sam sobie z tym nie poradzi, wybiegł z warsztatu wołać o pomoc. Tam zobaczył jakiegoś uciekajacego człowieka (Rafaele), który musiał być podpalaczem, więc go zatrzymał. Silvestro mówił, że sąsiedzi bardzo szybko się zebrali do gaszenia pożaru i łapania winowajcy, więc nie tylko udało się ocalić większość warsztatu, ale i proces o podpalenie pójdzie sprawnie. Jeśli chodzi o drugiego świadka podpalenia, to Silvestro powiedział, że nawet nie wie, kto to właściwie mógł być, ale podejrzewał że jeden z sąsiadów. Nauzyka i Enrico próbowali nakierować szewca na to, że tak naprawdę nie widział dokładnie momentu, w którym Rafaele podkłada ogień, więc tak może przecież swoimi słowami wydać niewinnego człowieka na śmierć, jednak Silvestro wzruszył się tym nieco mniej, niż oboje na to liczyli. Zaraz też chciał przejść do interesów i zapewnił Enrico i Nauzykę, że chociaż warsztat wymaga częściowej odbudowy, to nie będzie dużych opóźnień - przyjaciele z bractwa San Gennaro na pewno mu pomogą i nie zostanie sam ze wszystkim.
Enrico udało się ostrożnie dopytać Silvestro, jak się mają jego stosunki z lokalnymi "stróżami ładu" w postaci wykidajło gangsterów i dowiedzieli się, że Silvestro grzecznie płaci haracz, chociaż siłą rzeczy nie jest z tego zadowolony. Jeśli zaś chodzi o inne osoby, którym mogłoby się nie podobać jego prowadzenie warsztatu, to wskazał tylko jedną osobę, mianowicie niejakiego Tartelliego. Widać było, że ich niechęć jest wzajemna, bo Silvestri niepochlebnie wyrażał się o tym, jak Tartelli nie szanuje rzemiosła, a cała praca jest dla niego wyłącznie źródłem pieniędzy. Widać było, że nawet w temacie butów można było spotkać konflikt ideologiczny.
Zaraz potem Silvestro przeszedł do interesów. Nauzyka i Enrico opowiedzieli mu, jakoby chcieli zamówić buty dla wielebnego Matteo Cicogni, który bardzo im niedawno pomógł. Szewc okazał się dobrze poinformowany w sprawach dotyczących duchownych, bo od razu podłapał, że kuzyn Cicogni niedawno został mianowany lektorem, czego Enrico i Nauzyka nie byli świadomi. W każdym razie cała trójka zaraz przeszła do omawiania mnóstwa szczegółów związanych z butami, a Silvestro udowodnił, że faktycznie jest człowiekiem dla którego liczy się tylko praca. Niestety dość szybko wyczuł, że Nauzyka i Enrico nie do końca są zainteresowani tymi butami i raczej nic nie kupią, toteż zaczął coś napomykać o zaliczce w wysokości całego ioannisa. Naszej dwójce udało się jakimś sposobem z tego wyłgać, ale przeprawa nie była łatwa i wyglądało na to, że nie byłoby dobrym pomysłem ponownie pokazywać się w warsztacie Silvestro.
Po wyjściu z warsztatu szewca, Nauzyka i Enrico stali przez chwilę na ulicy rozmawiajac i starając się wymyślić jakiś dalszy plan działania. Jak na razie zdzierali tylko zelówki i nie zanosiło się na to, że wskórają cokolwiek w sprawie Rafaele. Wtedy to Enrico poczuł, że chyba ktoś im się przygląda, a kiedy się odwrócił, w oknie jednego z domów mignęła mu ludzka sylwetka. Nauzyka ponownie użyła zaklęcia Podsłuch, jednak podsłuchała jedynie ciszę. W każdym razie oboje postanowili zapukać do drzwi i zobaczyć, co się stanie. Drzwi nikt im nie otworzył, ale za to otworzył się wizjer, zza którego na Nauzykę i Enrico zaczęła patrzeć para bardzo podejrzliwych oczu. Okazało się, że tajemniczy jegomość widział Rafaele, jak majstruje coś przy warsztacie Silvestriego i jak coś chowa za pazuchę, ale niestety jego wrodzony sceptycyzm okazał się dość odporny na próby dopytania się o szczegóły. Za to nasi bohaterowie dowiedzieli się, że całym złem tego świata stoi niejaki Gregorio, okoliczny dozorca, którego machinacje obejmują całe miasto (jeśli nie kraj) i zwrócone są przeciw owemu niewinnemu sceptykowi. Nawet Nauzyka i Enrico na pewno od niego przyszli, chociaż nasi bohaterowie sami nie byli tego świadomi - to tylko świadczyło o geniuszu Gregorio.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że Rafaele dokonał podpalenia i trzeba było chyba już jakiejś boskiej interwencji, żeby udało się go wykaraskać z tej kabały. Pozostały właściwie jeszcze dwa tropy, czyli Tartelli i gangsterzy. By zasięgnąć informacji o nich, Nauzyka i Enrico postanowili zastosować swój zwyczajowy manewr, w którym to oboje udawali się do karczmy gdzie Nauzyka kupowała dzbanek wina, zaś Enrico wybierał dobrze poinformowanych i gadatliwych ludzi, którzy po podlaniu winem chętnie podzielą się z innymi swoją wiedzą. Enrico znalazł jakichś trzech mężczyzn, którzy wyglądali na rzemieślników, ale nie byli szewcami. Starsi i korpulentni jegomoście mieli dużo do powiedzienia na temat pożaru - Enrico i Nauzyka już sami sporo wiedzieli, więc początek rozmowy tylko potwierdził informacje, które uzyskali wcześniej. Przebieg rozmowy udało się w końcu skierować na Tartelliego - okazało się, że prócz braku szacunku do butów, Tartelli odznacza się też łatwością w oczernianiu innych i podburzał innych rzemieślników przeciw Silvestro, jednak mężczyźni nie sądzili, by posunął się do aż tak gwałtownych działań jak zlecenie podpalenia. Jeśli zaś chodzi o gangsterów, to za tę część dzielnicy odpowiadał niejaki Karakostras, który zbierał tu haracze i dbał o to, by krzywda działa się wyłącznie osobom na to zasługującym. O dziwo, podobno Karakostras miał na pieńku z Silvestro, lubił zaś Tartelliego - dla Nauzyki i Enrico brzmiało to trochę tak, jakby Tartelli żalił się swojemu dobremu kumplowi, że w dzielnicy pojawił się jakiś rzemieślnik który robi mu konkurencję, zaś Karakostras jako dobry kumpel postanowił rozwiązać ten problem puszczając z dymem warsztat Silvestriego. W całej "intrydze" najbardziej stratny był oczywiście Rafaele, który prywatnie nic nie miał do żadnych rzemieślników, ale akurat potrzebował pieniędzy i napatoczył się Karakostrasowi. Jeśli faktycznie tak było, to sytuacja nadal nie miała dobrego rozwiązania, bo jedynym, co mogło uratować Rafaele od stryczka było udowodnienie, że to nie on podpalił warsztat, a nie próby usprawiedliwiania go, że zrobił to na zlecenie gangstera.
Rozmowa przeszła też na owego podejrzliwego jegomościa, którego Nauzyka i Enrico niedawno spotkali. Nazywał się on Francesco i był znany ze sprawiania przeróżnych problemów, których źródłem była jego chorobliwa paranoja. Nasi bohaterowie mieli nawet okazję porozmawiać z Gregorio, który według Francesco-paranoika trząsł całym Thessos i okolicami. Podstarzały dozorca okazał się jednak zupełnie zwykłym i niewyróżniającym się człowiekiem, zmęczonym koniecznością borykania się problemami generowanymi przez niesfornego sąsiada. Dobrze się krył, jak przystało na najgroźniejszą szarą eminencję kraju.
W końcu Enrico i Nauzyka postanowili udać się do Sofii, skoro była to chyba ostatnia osoba, która ewentualnie jeszcze mogła pomóc, choć nie spodziewali się zbyt spektakularnych sukcesów. Sofia była starą panną (25 lat to już w końcu staropanieństwo), więc udała się do niej sama Nauzyka i powiedziała, że ma wieści od Rafaeli. Na te słowa kobieta wpuściła ją do domu. Sofia okazała się szczupłą osobą o bardzo bladej cerze i rzadkich włosach, a z jej reakcji jak na dłoni było widać, że jest zakochana w Rafaele. Cała sytuacja napawała ją strachem i na tej właśnie emocji postanowiła zagrać Nauzyka. Sofia oczywiście nie chciała zszargać swojej reputacji i przyznać się do relacji, jaka łączyła ją z Rafaele, bo po czymś takim czekała ją tylko jedna ścieżka "kariery". Nauzyka wtedy zapytała jej, czy bardziej liczy się dla niej reputacja, czy raczej życie ukochanego mężczyzny i poprosiła, by przemyślała kwestię. Z takim "bagażem" zostawiła Sofię.
Nasi bohaterowie udali się ponownie do Rafaele chcąc zdać mu raport z tego, co udało im się zdziałać i może dzięki nowym informacjom wyciągnąć od niego trochę dodatkowych szczegółów. Rafaele bardzo szybko przyklasnął pomysłowi, by spróbować zdyskredytować jakoś Silvestriego i Francesco, ale źle się odniósł do pomysłu, że miałby się żenić z Sofią, gdyby ta postanowiła go usprawiedliwić. Na sam dźwięk nazwiska Karakostrasa nieco się spinał, ale jako wytrawny kłamca i krętacz bardzo starannie to ukrywał.

Komentarze