Sesja VI

29.11.2020 | Nauzyka (Gosia), Enrico (Jarek) | Discord
Mateczka odezwała się z wnętrza lektyki, mówiąc ciepłym, nomen omen, matczynym głosem do zebranych tłumów:
- Najdroższe dzieci, naszej najczcigodniejszej Matki i Pani Shallay, opiekunki chorych i odrzuconych. Nie traćcie ducha, mimo bólu którego doznajecie. Jesteście w ciepłej opiece tej, która leje łzy nad tym światem. Czujcie ciepło jej dotyku w promieniu słońca, uścisku bliskiej osoby, świetle świeczki. Czas się dopełnia - w jej tonie pojawia się twardość - czas w którym wybawieni zostaniecie od nędzy, której nie wy jesteście winni, ale ci, co nie liczą się z czymkolwiek, zepsutych, chciwych i krwiożerczych, tych co w pałacach z waszej krwawicy żyją i pasożytują! Nie traćcie czujności, zbierajcie siły i szykujcie się! Pamiętajcie, mateczka roztacza nad wami swą opiekę, a skoro Pani miłosierdzia jest z wami, któż może się wam oprzeć?!
Tłum zdawał się być oczarowany jej słowami. Kiedy mówiła o matczynym dotyku Shallay, na twarzach części zebranych widać było wzruszenie i błogi uśmiech, a gdy ton kobiety stwardniał, twarze zebranych zaczęły kipieć gniewem, pojawiło się potrząsanie pięścią, kiwanie głowami z aprobatą, pojedyncze krzyki i szemrania.
Enrico i Nauzyka przyjrzeli się tłumowi. Dzielnica i okolica nie były szczególnie bogate i przyjemne. Wśród zebranych nie było tylko łachmaniarzy, byli tez ludzie z niższej klasy średniej i ci, o dziwo wydawali się być tymi, którzy najbardziej potrząsali pięściami i szemrali. Interesującym wydawało się, że chociaż słuchacze i kapłani wyglądali biednie, stać ich było na ochroniarzy w porządnych zbrojach oraz liczne kwiaty białych lilii, którymi udekorowana była lektyka i zbrojni. Kwiaty te nie rosły w okolicy.
Enrico poprosił Ulfa, żeby ten zlokalizował Wielebnego Emiliosa – tylko krasnolud kojarzył go z widzenia. Ulf lekkim ruchem głowy wskazał na tego po lewej stronie lektyki. Mężczyzna był w długiej szaroburej szacie, miał wisiorek na szyi, tonsurę ciemnobrązowych włosów i długą twarz.
Gdy po kazaniu Mateczka wyciągnęła dłoń z lektyki by pobłogosławić tłum, Enrico i Nauzyka mieli okazję nieco się jej przyjrzeć. Dłoń należała do pulchnej, dojrzałej kobiety (40-50 lat), była też pokryta bliznami, jednak nie udało im się określić, czym były spowodowane.
Gdy wszystko się skończyło, nasi bohaterowie podążyli wraz z tłumem starając się nie rozdzielać i nie tracić Emiliosa z oczu. Procesja podążała ulicami miasta, ludzie powoli się rozchodzili, aż w końcu kapłani, zbrojni i lektyka zatrzymali się na jakimś placyku.
Przez ten czas nasi bohaterowie zwrócili uwagę na symbole używane przez całe to ugrupowanie. Najczęstszym był gołąb, ale pojawiały się też lilie. Jednym z nowych symboli były trzy kwiaty lilii, jeden na górze, dwa na dole. W środku powstałego trójkąta znajdował się gołąb, a pomiędzy liliami widać było promienie. Niestety nikomu się ten symbol z niczym nie skojarzył.
Pochód się rozproszył, kapłani stali, niektórzy podchodzili do nich po błogosławieństwo.
Właśnie z takiej okazji postanowili skorzystać nasi bohaterowie. Zbliżyli się do Wielebnego Emiliosa, ale dostępu bronił im jakiś zbrojny (brat Thomas). Nauzykę i Enrico zdziwiło, że na sztandarze koło Emiliosa gołąb jest do góry nogami.
Gdy powołali się na Nefritosa, Emilios wydał się bardziej przychylny ich słowom, ale dopiero zaoferowanie się, że odbiorą Baltazarowi skrzyneczkę sprawiło, że wielebny zrobił się bardziej skory do czegokolwiek.
- Cóż, owa skrzyneczka trafiła do niejakiego Baltazara, którego podłe imię jest na pewno znane wielebnemu - Nauzyka zrobiła smutną, zbolałą minę. - Zawiera ważne rzeczy, które mogą wesprzeć tch, którzy błądzą i nie rozumieją słowa Shallayi. Moglibyśmy ją odzyskać, to na pewno by nam pomogło... W zamian prosimy tylko o nieco czasu i pomoc z odzyskaniem dziennika - dodała Nauzyka. - Jeżeli wielebny uzna, że odzyskanie skrzyneczki od Baltazara jest sprawą na tyle ważną, by udzielić nieco błogosławieństwa na tę wyprawę, będziemy niebywale wdzięczni - Nauzyka zaakcentowała to błogosławieństwo, by wielebny wiedział, że nie muszą to być tylko słowa.
Emilios odesłał drużynę z powrotem do Nefritosa, podał im jednak „hasło”, które powiadomi Nefritosa, że cała akcja ze skrzyneczką jest przez niego „przyklepana”, a brzmiało ono „Shallay uśmiecha się w zachodzącym słońcu”. Przekazał też kilka miejsc, gdzie będzie można znaleźć Nefritosa:
- Zazwyczaj głosi kazania przy dokach (tam gdzie poprzednio go spotkaliście), może też nocować w jednym z naszych domów wraz z najuboższymi, głosi też kazania czasem w zarzeczu, ale tam jest wielu Tileańskich psów, tam rzadko słowo do kogokolwiek dociera – powiedział.
Symbol na drugim drągu został odwrócony, kiedy reszta akolitów poszła grzecznie acz stanowczo przekazać wiernym, że czas najwyższy się rozejść.
Był wieczór i gdy drużyna nie znalazła Nefritosa tam, gdzie głosił kazania, postanowili udać się wszyscy do karczmy na zasłużony odpoczynek. Nim jednak się położyli, Enrico i Nauzyka przedyskutowali jeszcze nieco swoje spostrzeżenia jeśli chodzi o całą sytuację w mieście. Niestety nawet po głębszym zastanowieniu się nikomu nie przyszło nic do głowy jeśli chodzi o symbolikę lilii i gołębi (Digenes i Ulf też nic nie wymyślili). Jak na razie jedyne, co wydawało się w miarę prawdopodobne to to, że w jakiś sposób odwrócenie proporców musi sygnalizować, czy nie trzeba się zwijać. Gołąb i lilie to dość popularne symbole Shallay, toteż nasi bohaterowie doszli do wniosku, że nazywanie Mateczki Lilian heretyczką ma bardziej podłoże społeczne i religijne – raz, że kobieta nawołuje do buntu, a dwa że czci Shallay bardziej jako niezależną boginię, nie zaś jako jeden z aspektów Sigmara.
Na wieczór Enrico jeszcze się pomodlił, a kontakt z normalną modlitwą sprawił, że tylko zapałał większą niechęcią do heretyckich poczynań Achenów w Kasos.


Rano drużyna postanowiła zjeść śniadanie. Śniadanie owo chyba nieco zaszkodziło Diogenesowi, ale Nauzyka i Enrico nie poczuli się gorzej. Po służbie w karczmie było widać, że są chyba przeziębieni – niektórzy mieli lekki katar, trochę kichali. Po posiłku Ulf zaprowadził wszystkich tam, gdzie Nefritos od czasu do czasu wygłasza kazania – był to niewielki plac przy przeprawie na drugim brzegu rzeki.
Tym razem mieli szczęście, bo gdy dotarli na miejsce, Nefritos właśnie skończył kazanie – schodił ze skrzynki na której stał, a słuchający go ludzie już się rozchodzili. Po drugiej stronie placu znalazła się grupka uzbrojonych mężczyzn patrzących na Nefritosa nieprzychylnie, jednak nie robili nic poza tym – nieco liczniejsi ochroniarze kaznodziei byli widać dla nich dobrym hamulcem.
Nefritos wydał się zaskoczony przybyciem naszych bohaterów – polecił im też, by nie rozmawiać na środku ulicy, tylko żeby udali się z nim kawałek dalej. Poprowadził ich do jakiegoś opuszczonego domu, gdzie drużyna przekazała mu wolę wielebnego Emiliosa. Co ciekawe, Nefritos wydał się zaskoczony kiedy, usłyszał z ust Nauzyki hasło od Emiliosa, potrzebował też lekkiego przypomnienia, o co chodzi w ich sprawie. Powiedział, że zobaczy co da się zrobić, zapewnił też że ktoś się do nich zgłosi. Dopytał również o to, gdzie najlepiej jest ich znaleźć.
Drużyna postanowiła wrócić do karczmy. Diogenes nie najlepiej się czuł – narzekał, że jest mu zimno, ale gdy wyszedł trochę na słońce, poprawiło mu się.
W końcu dotarli do karczmy, a tam już ktoś na nich czekał. Jakiś młody chłopak zapytał, czy Nauzyka i Enrico to Nyla i Ergaster, a gdy potwierdzili, zapytał czy potrafią czytać. Nauzyka przytaknęła, a następnie dostała od chłopaka kartkę. Chłopak wydawał się podenerwowany, a jego akcent był zupełnie nietutejszy. Gdy tylko wykonał swoje zadanie, zaraz opuścił karczmę.
Treść kartki była bardzo skąpa: „Bądź w południe koło kaplicy Mannana przy Garbarskiej. P.S. Nie przychodź w więcej niż 2 osoby”
Chcąc, nie chcąc, Enrico i Nauzyka musieli zostawić Diogenesa i Ulfa w karczmie, sami zaś udali się na spotkanie z kontaktem.
Dotarli do wskazanego miejsca, opodal kamiennej kapliczki Mannana w okolicach doków. Był to niewielki placyk, na którym większość miejsca zajmowały stragany z rybami. Placyk był prostokątny i jego jeden bok stanowiła niewielka uliczka prowadząca od doków z jednej strony do prostopadłej większej ulicy na osi wschód-zachód na północy. Tam też z bocznej uliczki wychynął ku naszym bohaterom jakiś łachmaniarz, opierający się o drewniany kij, z łysiną na czubku głowy i siwymi włosami po bokach. Miał trójkątną twarz wydłużoną przez siwą kozią bródkę. Pozdrowił ich w imieniu Shallay, a następnie poprowadził gdzieś zaułkami, widać chcąc porozmawiać w nieco bardziej prywatnych warunkach. Po drodze wspominał, że słonce dobrze robi na jego stare kości.
W pewnym momencie łachmaniarz skręcił za róg. Tam porzucił część swojego udawania – wyprostował się, a jego ton się zmienił. Nauzyka i Enrico wyraźnie usłyszeli tileański akcent.
- Ostatnio słyszałem, że jakaś banda ludzi uciekła z podpalaczem z Thessos, niejaki Enrico i jego towarzyszka - mówił szeptem.
Nauzyce i Enrico od razu zapaliła się czerwona lampka, ale postanowili początkowo iść w zaparte. Powiedzieli, że nie słyszeli i zapytali, jak to się ma do ich sprawy (czyli całej akcji ze skrzyneczką i dziennikiem). Na to mężczyzna się zdziwił, potwierdził że przysłał go Nefritos, ale przekręcił jego imię, próbował też zastraszyć Nauzykę i Enrico mówiąc, że jak śmią mu nie ufać.
Tego było już za wiele i nasi bohaterowie postanowili salwować się ucieczką. Mężczyzna zagroził im jednak, że jeśli teraz uciekną to „potem inaczej sobie pogadają”. To sprawiło, że Nauzyka i Enrico jednak zostali, byli jednak czujni wobec jegomościa.
- Jeżeli mi pomożecie, nie zrobię wam krzywdy, a nawet być może wystaram się dla was o łaskę, więcej jednak nie powiem, bo nie chce by wszyscy to słyszeli. - Rozejrzał się niespokojnie po miejscu, niezadowolony, że w ogóle doszło do tej sytuacji. - W innym wypadku, możecie nie mieć życia w tym mieście - powiedział groźnie.
Okazało się, że nawiązanie kontaktu z Nefritosem i Emiliosem jest większym osiągnięciem, niż naszym bohaterom się wydawało. Mężczyzna powiedział im, że potrzebuje informacji o nich i jest skłonny za nie zapłacić, a wszelkie „przestępstwa” Nauzyki i Enrico w Thessos go nie obchodzą – mówił, że walczy o większą sprawę.
Enrico i Nauzyka nie do końca byli w stanie po prostu odmówić człowiekowi. Wszystko wskazywało na to, że trzeba im będzie umiejętnie grać na wszystkich frontach. Podzielili się jednak z mężczyzną swoimi przemyśleniami – że konflikt między Tileańczykami i Achenimi sięga bardzo głęboko i wyeliminowanie grubych ryb niewiele tutaj da. Najpewniej nie zapobiegnie rewolucji, a może ją wręcz przyspieszyć. Mężczyzna wydał się zadowolony słysząc troskę o panowanie Thessos w głosie Enrico i podsunął, że może skompromitowanie liderów obu ugrupowań (Mateczki i Temistosa) byłoby dobrym pomysłem. Gdyby osłabić ich wpływy lub ich wyeliminować, może ludzie zorganizowaliby się w więcej małych grupek, które nie byłyby już takie groźne.
Wtedy Nauzyka i Enrico postanowili podzielić się z mężczyzną swoim planem odzyskania runicznej skrzynki z rąk uczonego pracującego dla Temistosa, czyli Baltazara. Takie działanie nadszarpnęłoby wpływy ugrupowania Temistosa, jednak nie wzmocniłoby realnie stronnictwa Mateczki. Mężczyzna dopytał się jeszcze o to, czy może wiedzą kiedy ma wybuchnąć powstanie, jednak tego nasi bohaterowie nie wiedzieli. Na odchodnym dostali po eudoksji by wiedzieli, że warto współpracować z mężczyzną, przekazał im też informacje odnośnie tego, gdzie i kiedy będzie można go znaleźć. Następnie mężczyzna odszedł, a po odczekaniu trochę, zebrali się również Enrico z Nauzyką.
Wrócili do karczmy, tam zaś czekał na nich jakiś chudy człowiek z tłustymi, czarnymi włosami i potężnymi brakami w uzębieniu. Zapytał, czy to Nyla i Ergaster, a kiedy potwierdzili, przedstawił się jako Alkrinos. Mówił czystym acheńskim – to bez wątpienia był człowiek od Mateczki. Enrico też wyraźnie czuł, że nie ma on w sobie za grosz uczciwości, to bardzo śliski człowiek.
- Wieczorem akcja, musimy coś załatwić dla pewnego gościa, on nam wtedy pomoże - to ostatnie słowo podkreślił. - Umiecie coś przydatnego?
Nauzyka przyznała, że umie czytać i pisać, Enrico doskonale dogadałby się z tileańczykami, zaś Diogenes był specjalistą od otwierania zamków. Załatwienie czegoś dla pewnego gościa okazało się po prostu „opróżnieniem magazynu w ściśle określonej, nocnej porze”. Nasi bohaterowie postanowili nie brać na tę akcję Ulfa – krasnolud może i miał parę w rękach, ale na pewno nie w nogach i gdyby trzeba było się ewakuować, mogłyby być problemy.
Po przekazaniu informacji Alkrinos odszedł, zaś dopiero wtedy do naszych bohaterów dotarło, że w trakcie jego bytności w karczmie gdzieś wywiało wszystkich innych klientów. Nasi bohaterowie przekazali wszystkie informacje Diogenesowi i Ulfowi, a następnie we trójkę udali się do doków, by o umówionej godzinie wziąć udział w „akcji”.
Po drodze ustalili wspólną wersję wydarzeń. Potrzebowali jakiegoś alibi, gdyby ktoś ich widział z tamtym tileańczykiem ustalili więc, że pracują dla kupca, który do tej pory przesyłał swoje towary lądem. Jednak w związku z narastającymi niepokojami, szlaki lądowe zrobiły się niebezpieczne, toteż kupiec postanowił przenieść swój „zakres wpływów” i skorzystać z dróg wodnych. Do tego potrzebny mu był Enrico, flisa, który zna się przecież na spływaniu towarów rzeką jak nikt inny. Zaś ich spotkanie z tileańczykiem to było tylko otrzymanie wiadomości od innego kupca, który płynął dalej do Achaes i zapytywał, czy nie chcieliby mu towarzyszyć. Ponieważ Nauzyka i Enrico mieli inne plany, to grzecznie podziękowali i cała sprawa została zakończona.

Komentarze